Tak – prowadzam dziecko na smyczy. Jakkolwiek to nazwać, ale określenie: „Plecaczek z tasiemką, coby dziecko nie wpieprzyło się pod samochód” jest niepraktyczne. Bobomatka wygooglawała taki wynalazek. Osobiście skłaniałem się do uprzęży, która znajomemu została po jego huskym, ale skończyły mi się argumenty w okolicach kolacji.
W ten oto sposób mamy Bobo na smyczy. Pomimo kontrowersyjnej nazwy plecak ze sznurkiem jest super. Z mojego punktu widzenia, ma same zalety. Mam wolne ręce i mogę bawić się telefonem. Czuję się jak Salvador Dali na spacerze z mrówkojadem.
Plecaczek ma pojemność na 3 Harnasi w puszce*. Na zdziwione spojrzenia przechodniów możesz zareagować komentarzem „spokojnie, nie gryzie”.
Z punktu widzenia Bobo jest podobno wygodniej i bezpieczniej. Podobno. Kogo to interesuje. Ale mrówek nie zjada… jeszcze.
*pasta o hipsterskich piwach