Becikowe, czyli jak zarabiać na dziecku

Dostaliśmy z żoną Becikowe (duża litera zamierzona). 1000 zł – jeden tysiąc polskich złotych.  Przy takim przełożeniu dziecka na gotówkę ja się dziwię, że w tym kraju ktokolwiek jeszcze kupuje prezerwatywy. Ludzie! Dymajcie się!

Trzeba oddać prawdzie, że wyrwanie tych pieniędzy z gardła Państwa nie jest łatwe. Określenie „biurokracja” zostało stworzone z myślą o procesie zarabiania na dzieciach. Papierów i procedury jest tyle, że Józef K. by się poddał. Ale nie jestem przecież pierwszym lepszym bohaterem jakiegoś czytadła. Jestem ojcem! Te pieniądze należały mi się – sam je sobie wydygałem!

Więc skompletowaliśmy z żoną zaświadczenia o dochodach z dwóch firm. Bobomatka zmieniała pracę w roku poprzedzającym poczęcie, więc dodała kolejne zaświadczenie. Tak się składa, że prowadzę własną działalność, więc doszło kilka kolejnych zaświadczeń/oświadczeń i pitów. Ale dzielnie wszystko zniosłem*. Na końcu okazało się, że nie wszystko jest potrzebne (pomimo zapewnień o niezbędności przez Urzędnika A), ale na wszelki wypadek Urzędnik B przyjął komplet dokumentów.

Jpeg

I tak po trzech tygodniach biegania po urzędach mamy becikowe! Jeszcze nie wiem, czy kupimy fotelik do samochodu, czy xboxa. Z fotelika skorzysta tylko Bobo… A wiecie co jest najlepsze? Że z becikowego mógłbym zrobić stałe źródło dochodu. Aby wyrobić średnią krajową potrzebuję zapłodnić tylko 3,5 kobiety miesięcznie.

*byłem w pracy i Bobomatka wszystko załatwiła